poniedziałek, 17 grudnia 2012

Bez mojej zgody - Jodi Picoult


Mam rodzeństwo. 15-letnią siostrę, którą kocham bezgranicznie. Kłócimy się niemal codziennie, wściekam się na to, że podbiera mi kosmetyki, bierze ubrania z szafy bez pytania i ogląda durne programy w telewizji zamiast czytać książki (choć tu ostatnio coś się ruszyło). Mimo to nie wyobrażam sobie bez niej życia. Jestem pewna, że bez wahania oddałabym jej wszystko, gdyby była taka potrzeba. Gdy piszę te słowa i wyobrażam sobie podobną sytuację, co w powieści „Bez mojej zgody” Jodi Picoult, mam łzy w oczach.

Anna (a właściwie Andromeda) Fitzgerald też się nie waha. Problemy pojawiają się tylko wtedy, gdy ma 5 lat i zwyczajnie nie chce być nakłuwana igłami. Gdy jednak mama mówi, że robi to wszystko dla dobra siostry, Anna zgadza się na zabiegi. Czy jednak na pewno? Gdy śledzimy tę historię z perspektywy Anny i Briana, jej ojca, zaczynamy zdawać sobie sprawę, że to obie siostry Fitzgerald są chore. Nie tylko Kate leży w szpitalu, nie tylko ona cierpi. Matka dziewczynek, zdesperowana kobieta, która chce chronić Kate za wszelką cenę, nie zauważa tego, że jednocześnie robi krzywdę drugiej córce. Oraz synowi, Jessemu, o którym najwyraźniej już zapomniała.

Nie da się czytać powieści Jodi Picoult bez opowiedzenia się po którejś ze stron. Mój wybór niemal natychmiast pada na Annę i Briana, który rozumie decyzję swojej młodszej córki. Anna nie chce już być krojona, chce żyć normalnie, grać w hokeja, jeździć na obozy i być w przyszłości matką. A przynajmniej taka jest jej wersja, gdy składa w sądzie wniosek o częściowe ograniczenie praw rodzicielskich oraz usamowolnienie w kwestii decydowania o swoim ciele. Gdy wylicza wszystkie zabiegi, jakim została poddana jako ZDROWE dziecko, a które przecież choćby w ułamku procenta zagrażają zdrowiu i życiu, zaczynamy jej współczuć. I jednocześnie czuć wrogość do matki, która nie bierze pod uwagę tego, co czuje Anna. A ze zdaniem Jessa, który przez zaniedbanie wchodzi na złą drogę, nie liczy się w ogóle. Zbuntowany, ale w głębi serca dobry chłopak, domaga się uwagi w bardzo osobliwy sposób. Przysparza tym samym rodzinie dodatkowego problemu…

Po przeczytaniu powieści, która była jedną z „najcięższych” w moim życiu, długo rozmyślałam z zamkniętą książką w dłoniach. Prawdziwe pobudki, jakie kierowały Anną, kiedy prosiła o pomoc adwokata, poruszyły mnie do głębi. Zakończenie nie przynosi ulgi, nie uspokaja. Ktoś mógłby powiedzieć, że jest zbyt nieprawdopodobne, naiwne, dramatyczne na siłę. Cóż, może i tak. Jedno jest pewne: pokazuje nam, że na świecie więcej jest niesprawiedliwości i cierpienia. Oby każdy z nas jak najdłużej tego nie doświadczał...

piątek, 14 grudnia 2012

Grey - po raz kolejny...


Grey, Grey, Grey… Wszędzie Grey. Plakaty atakują w każdej księgarni, Internet pełen jest przeróżnych komentarzy, tę powieść czytali chyba wszyscy. W końcu i na mnie przyszła pora, bo na dłuższą metę nie oparłam się pokusie.

Wydawca reklamuje tę książkę, jako niezwykle kontrowersyjną. Otwieram na pierwszych stronach i czytam. Już po dwóch kilkudziesięciu zdaniach mam ogromne wątpliwości. Powieści napisane takim stylem czytałam jako nastolatka, i to bardzo wczesna nastolatka.

Patrzę w lustro i krzywię się. Do diaska z tymi włosami, zupełnie się nie chcą układać. I do diaska z Katherine Kavanagh, która się rozchorowała i każe mi teraz przez to przechodzić. „Nie mogę się kłaść z mokrymi włosami. Nie mogę się kłaść z mokrymi włosami”. Recytując to niczym mantrę, jeszcze raz próbuję
podporządkować je szczotce.

No cóż, zazwyczaj powieści napisane takowym stylem rzucałam po góra 100 stronach. Tym razem brnę dalej, kuszona kontrowersyjnością i seksem, który podobno wylewa się z kart „dzieła” pani James. Próbuję wyobrazić sobie samą autorkę – ledwie po dwudziestce, może dziewica, a może niespełniona w łóżku, zahukana dziewczyna. Z ciekawości wpisałam nazwisko do wyszukiwarki i tu szok – 1963 rok urodzenia. Jej nastoletni synowie kulą się pewnie ze wstydu, gdy idą szkolnymi korytarzami.

Wracając do powieści – wszystko zaczyna się jak tani romans. Nieskalana dziewica, wstydliwa, nieporadna, poznaje milionera. Jest nim zafascynowana i trudno jej się dziwić – Christian Grey jest bardzo przystojny, elegancki i nieprzyzwoicie bogaty. Pewnie niewiele z nas mogłoby się oprzeć tej mieszance. Anastacii też się to nie udaje. Niedługo okazuje się, że… sama też stała się przedmiotem zainteresowania Grey’a. Jej „wewnętrzna bogini” triumfuje. Czy są jednak powody do zadowolenia? Christian Grey nie jest idealnym kandydatem na partnera. Nie pociąga go bliskość, wspólne wypady na miasto, spontaniczne pocałunki w McDonald’sie i wieczorki przed telewizorem. Pragnie uległości, bezwzględnego posłuszeństwa, zwłaszcza w łóżku. Proponuje Anie pewną umowę…

Nie będę się rozpisywać na temat samej powieści, bo musiałabym napisać recenzję zbioru opowiadań erotycznych. Dałam radę przeczytać aż połowę tej powieści, co uważam za niebywałe osiągnięcie. Po pewnym czasie erotyczne przygody Christiana i Any, zamiast fascynować, po prostu stają się nudne. O ile na początku próbowałam zrozumieć Anę, zaczęła mnie irytować jej głupota i naiwność. Do tego stopnia, że tylko zerknęłam na końcowe strony, aby przekonać się, czy w końcu się opamięta…

Po lekturze tej jakże zajmującej powieści zrobiło mi się po prostu smutno. Byłam przygnębiona poziomem współczesnej literatury „masowej”. O ile fenomen „Zmierzchu” byłam w stanie zrozumieć (może dlatego, że nie czytałam ;)), to sukcesu tej powieści zdecydowanie nie pojmuję. Moje rozmyślania sprowadzają się do smutnego wniosku: można napisać byle co, okrasić to ostrym seksem i stać się największym pisarzem współczesnych czasów. Ot, co.

sobota, 24 listopada 2012

Liebster blog




Do zabawy zostałam zaproszona przez autorkę bloga takijestswiat.blogspot.com
Bardzo serdecznie dziękuję za wyróżnienie.

Zasady zabawy:

"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę" Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

Pytania dla mnie:

  1. Książka to dla "mnie" ... ?
Hmm… Ciężko określić, czym jest dla mnie literatura. Na pewno fantastycznym sposobem na spędzenie czasu w samotności. Jeśli książka jest dobra, staje się moją przyjaciółką, bez której nie mogę wytrzymać i nie mogę się doczekać, kiedy będę miała czas z nią usiąść.
  1. Niespodzianka to dla Ciebie radość czy wprost przeciwnie i dlaczego?
Ogromna radość. Lubię dostawać niespodziewane prezenty, czy to materialne, czy inne. Lubię też, gdy wykładowca niespodziewanie odwołuje zajęcia J Wolę się o tym dowiedzieć tuż przed i mieć z tego wielką radość, niż kilka dni wcześniej i oswoić się z tą myślą.
  1. Na bezludną wyspę możesz zabrać 3 książki, które wybierzesz?
Przeczytałam w swoim życiu jeszcze zbyt mało książek, żeby zdecydować, ale jedną z nich byłoby coś autorstwa Jodi Picoult.
  1. Z czym kojarzy Ci się szkoła?
Z miejscem pełnym śmiechy, młodości, energii i chyba trochę niewykorzystanych (przeze mnie) szans…
5. Jaką książkę / książki poleciłbyś swojemu wrogowi, dlaczego właśnie tę / te, a nie inne?
Nie mam wrogów, ale gdybym miała, nie poleciłabym żadnej książki. Najgorsze, co może człowieka spotkać w życiu, to nie czytanie J
  1. Twój blog jest dla Ciebie ... ?
Miejscem, w którym zbieram i utrwalam swoje myśli na temat książek. Do tej pory czytałam wiele powieści i o nich zapominałam. Teraz chcę o nich pisać, żeby nie zapomnieć.
  1. Twój ulubiony film / y?
Nie będę oryginalna. Bardzo poruszył mnie „Forrest Gump”, ale także „Avatar”, w którym ludzie niszczyli czyjąś planetę bez cienia współczucia dla żyjących istot.
  1. Jakim jesteś przyjacielem?
Przede wszystkim wiernym. Jeśli się z kimś przyjaźnię, nigdy go nie zdradzę. Ponadto umiem dochowywać tajemnic, nie jestem plotkarą i  wszyscy mnie za to cenią.
  1. Z jakiego gatunku literackiego najczęściej wybierasz książki?
Ostatnio są to w dużej mierze „obyczajówki”. Kiedyś uwielbiałam kryminały, sensację/thriller, ale teraz troszkę mnie męczą. Choć w każdej chwili mogłabym sięgnąć po powieści Tess Gerritsen, gdybym tylko dorwała jakąś w bibliotece, co graniczy z cudem.
  1. Spóźnienie to dla Ciebie?
Coś niemal niewybaczalnego. Nie znoszę się spóźniać, zawsze jestem przed czasem. Irytują mnie ludzie, którzy nie szanują czyjegoś czasu i się spóźniają.
  1. Z jakim autorem chcesz przeprowadzić wywiad i dlaczego?
Z Maxime Chattamem. Uważam, że to bardzo niedoceniany autor i wyciągnęłabym z niego wszystko J


Do zabawy chciałabym zaprosić Izabelę z bloga http://niebieska-herbata.blogspot.com/


Moje pytania:
  1. Dlaczego założyłaś bloga?
  2. Gdybyś miała wybrać: świat bez książek czy bez komputera – co byś wybrała?
  3. Czy uważasz, że Polacy zbyt mało czytają?
  4. Każdy z nas ma swoje wielkie marzenie. Co byś zrobiła, gdyby spełniło się nagle, za 2 sekundy? Czy naprawdę byś tego chciała?
  5. Interesujesz się jakimś sportem?
  6. Czy myślałaś o napisaniu książki? Jeśli tak to powiedz, jaki to gatunek.
  7. Co najbardziej podoba ci się w blogowych recenzjach? Na co najbardziej zwracasz uwagę?
  8. Czy sugerujesz się recenzjami przy kupnie książki?
  9. Czy Tobie także nie podobało się „50 twarzy Greya”? ;-)
  10. Czy myślisz, że za kilka lat, jako żona i być może mama, także będziesz rzucać wszystko i zasiadać z książką w rękach?
  11. Jaki napój najbardziej lubisz pić podczas czytania?

piątek, 9 listopada 2012

Przemiana - Jodi Picoult


            Był sobie pewien człowiek. Od początku jego życia miał pod górkę. Zmuszony do tułaczki po licznych rodzinach zastępczych, od 16. roku życia miał konflikty z prawem. Podpalił dom swoich rodziców zastępczych. Z nudów, z gniewu? A może kierowało nim zupełnie inne pragnienie?
           
Tego wszystkiego dowiemy się dopiero na końcu powieści, gdy spotkamy bohaterkę bliską sercu Shay’a. Owy Shay Bourne to okrutny pedofil i morderca. Zabił małą dziewczynkę i jej ojczyma. Popełnił morderstwo w domu ludzi, którzy dali mu pracę i traktowali niemal jak członka rodziny. Czy ktoś po usłyszeniu aktu oskarżenia, po obejrzeniu dowodów i wysłuchaniu pogrążonej w rozpaczy June Nealon, która straciła w wypadku swojego pierwszego męża, a teraz najukochańszą córeczkę i drugiego partnera, ma jakiekolwiek wątpliwości, że Shay nie zasługuje na nic więcej niż kara śmierci?
           
Z początku wątpliwości miał Michael, młody student matematyki, który był przysięgłym na jego procesie. Po długiej debacie i wahaniach w końcu zapisał swoje nazwisko na tablicy po stronie tych, którzy opowiadają się za straceniem Shay’a. Wyrok został wydany, od ponad połowy wieku była to pierwsza kara śmierci w New Hampshire. Stan nie był na to przygotowany. Trzeba było dobudować salę straceń, zakupić odpowiedni środek chemiczny do zastrzyku oraz łoże, na którym Shay straci życie. Tymczasem my, dzięki narracji wieloosobowej, poznajemy Shay’a bliżej, z perspektywy współwięźnia Luciusa oraz ojca Michaela. Tego Michaela, którego wyrzuty sumienia zaprowadziły do seminarium duchownego. Michal jest przewodnikiem duchowym Shay’a. Pytanie tylko, kto takiego przewodnika potrzebuje…

Okazuje się, że Shay ma niezwykłą moc, która potrafi zdziałać prawdziwe cuda. Na tyle efektowne, że pod więzieniem zbiera się grupka ludzi, którzy wierzą w to, że Shay jest Mesjaszem. Zaczyna w to wierzyć nawet ojciec Michael, który na własne oczy widzi możliwości skazańca. Kolejną bliską mu osobą jest Maggie – zakompleksiona kobieta, która walczy o równość wszystkich ludzi. Walczy także przeciwko karze śmierci, którą uważa za czyste barbarzyństwo. Jak powiedziała Maggie, Stany Zjednoczone są ostatnim wysoko rozwiniętym państwem, w którym jest ona jeszcze możliwa. Wreszcie, bezsilna, toczy batalię o sposób śmierci Shay’a. O sposób, który po jego straceniu może przynieść jeszcze wiele dobrego, a przede wszystkim uratować życie drugiej córce June Nealon.

No cóź, za niektóre czyny mamy kogoś ochotę zabić. Są czyny, za których popełnienie człowiek nie zasługuje nawet na trzy posiłki w ciemnej sali. Do takich zbrodni z pewnością można zaliczyć gwałt i zastrzelenie małej dziewczynki. Większość ludzi w ciemno opowiedziałaby się za wyrokiem śmierci dla zwyrodnialca. Ta powieść Jodi Picoult pokazuje nam jednak, że nie zawsze białe jest białe, a czarne jest czarne.

Skazany na śmierć, który ma nadprzyrodzone moce i nie potrafi sformułować myśli. Jest analfabetą i coś w jego zachowaniu jest nie tak. Skądś to znamy, prawda? Szczerze mówiąc obawiałam się tej powieści, a po 120 stronach miałam zamiar porzucić. Wydawała się niesamowicie podobna do „Zielonej Mili” Stephena Kinga. Czyżby Picoult chciała skopiować mistrza? Cóż, po przeczytaniu całej lektury dochodzę do wniosku, że jest niemal identyczna. Nie potrafię być jednak wściekła za Picoult, ponieważ po raz kolejny mnie oczarowała. Zgrabnie dobrane zdania, emocje i przyspieszone bicie serca, niepokój przy odwracaniu każdej strony, napięcie w oczekiwaniu na rezultat procesu… I wreszcie podstawowe pytanie: Co tak naprawdę stało się w domu June Nealon? Pytanie, na które odpowiedzieć każdy musi sam.

Polecam tę powieść wszystkim miłośnikom dramatów. Znajdziecie tu wszystko, czego potrzeba w jesienne popołudnie, aby zatopić się w lekturze i ciągle przeżywać rozterki bohaterów, kwestionować ich wybory i próbować poznać prawdę…

niedziela, 4 listopada 2012

Biała Masajka - Corinne Hofmann


Świat jest wielki i różnorodny. Świetna infrastruktura – samoloty, samochody, komunikacja internetowa i telefoniczna. Brak barier. W tym nowoczesnym świecie małżeństwa pomiędzy obywatelami różnych krajów nie dziwią. A czy dziwiły jeszcze dwadzieścia lat temu?

Nie. W „Białej Masajce” została przedstawiona wielka, namiętna miłość Szwajcarki do Kenijczyka. Niestety, w ich przypadku nie chodzi tylko o różnicę krajów, ale wręcz światów. Lketinga nie jest zwykłym Kenijczykiem, to Masaj. Członek wędrownego plemienia. Mężczyzna wielki, silny i z tradycyjnym podejściem do życia. Niestety, także z tradycyjnym, masajskim podejściem do kobiet.

Corinne wyjeżdża do Kenii na urlop ze swoim długoletnim chłopakiem. Nie jest z nim szczęśliwa, nie kocha go. Dlatego nie ma skrupułów, żeby na jego oczach mizdrzyć się do Lketingi, z którym nawet nie może się dogadać. Po kilku miesiącach spędzonych w Szwajcarii i porzuceniu chłopaka, Corinne wraca do Kenii, do swojego cudownego Masaja, który zawładnął jej sercem. Żądna przygód Szwajcarka sprzedaje mieszkanie, sklep i podejmuje wszystkie swoje oszczędności, a następnie wyjeżdża na stałe mieszkać w lepiance swojego Wyśnionego Mężczyzny oraz jego matki. Nie zważa na fakt, że ledwie może się z nim porozumieć, na niebezpieczeństwa związane z chorobami czy radykalną zmianą sposobu żywienia. Nie liczy się nic, bo jej miłość do Lketingi jest ogromna.

Tak wielka, że para postanawia się pobrać. Napotykają trudności formalne, ale po wielu miesiącach oczekiwania w końcu się udaje – stają na ślubnym kobiercu. Dla Corinne to najpiękniejszy dzień życia, ale szybko okazuje się, że to dopiero początek kłopotów…

Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz – mówi mądre polskie porzekadło. Nie było mi żal Corinne, która co krok napotykała wielkie przeszkody. Nie jestem na tyle naiwna, żeby wierzyć, że miłość przezwycięży nawet największe różnice. To po prostu niemożliwe, żeby tak drastycznie różniące się kultury mogły żyć w zgodzie przez całe życie. O ile początkowy okres małżeństwa tych dwoje ludzi jest sielanką, potem los odpłaca Corinne z nawiązką. Odpłaca za głupotę i naiwność.

Powieść Corinne Hofmann ma też drugie dno. Przedstawia życie w Kenii w końcu XX wieku. Wiele rzeczy mnie tam rozśmieszyło, wiele zdziwiło i wiele rozzłościło. Mówi się, że Afryka to biedny kontynent i należy pomagać ludziom bez perspektyw. Wszyscy współczujemy wychudzonym, nędznym ludziom ze stopami w pęcherzach. Zastanawiałam się wiele razy, czy to wszystko nie jest przypadkiem na ich życzenie. Masajowie to lud wędrowny. Na własne życzenie pozbawiają się zwierząt hodowlanych (mieszkając w miejscach, gdzie można spotkać dzikie zwierzęta) i dostępu do wody. Wolą zginąć z głodu niż wziąć się do roboty. Ludzie przyzwyczajeni do ciągłych wędrówek mogliby szukać miejsc, w których można żyć z dostępem do wody, a takie są na północy kraju. Wiele podobnych myśli nasuwało mi się podczas lektury tej powieści.

Opowieść Corinne jest wielką przestrogą. Ostrzeżeniem przed naiwnością i zgubnym twierdzeniem, że dla miłości trzeba poświęcić wszystko. Nie trzeba, nie wolno(!) poświęcać się do końca dla kogoś, kto żyje w innej rzeczywistości i nie będzie w stanie tego docenić.

czwartek, 25 października 2012

Wołanie grobu - Simon Beckett


Dobrze czasem zatęsknić za kryminałami. Po serii przeczytanych ostatnio „obyczajówek” brakowało mi brutalnych zbrodni, opisów sekcji zwłok i dreszczyku emocji towarzyszącego ściganiu morderców. Powieść Simona Becketta pt. „Wołanie grobu” była dla mnie pod tym względem idealna.

Zaczyna się z pozoru niewinnie. David Hunter, antropolog sądowy, przyjeżdża na torfowiska w celu pomocy w pracach przy odnalezionym grobie. Ze względu na kwaśną glebę ciała pochowane na torfowiskach rozkładają się bardzo wolno. Wydobycie jednego z nich jest więc sporym przeżyciem dla wszystkich osób uczestniczących w śledztwie. David poznaje Sophie – psychologa policyjnego. Sophie jest wiecznie niedoceniana. Pomimo ściągnięcia jej na miejsce przestępstwa, wszyscy ją lekceważą. Jest jedną z niewielu kobiet w tym męskim policyjnym świecie. Na Davidzie wywiera jednak pozytywne wrażenie i na tym cała sytuacja się kończy. Pozostałych grobów nie odnaleziono, morderca wrócił do więzienia.

Historia zatacza koło osiem lat później, kiedy to David odbiera chaotyczny telefon od Sophie. Od czasu, kiedy ostatnio się widzieli, życie Davida wywróciło się do góry nogami za sprawą jednego tragicznego wydarzenia. Mimo absurdalności całej sytuacji, doktor Hunter nie waha się zbyt długo. Pakuje walizkę i jedzie na północ Anglii, na tereny torfowisk. Natychmiast, gdy dociera w umówione miejsce, wydarzenia znacznie przyspieszają. Nie zastał Sophie w przydrożnej restauracji. Gdy dociera do jej domu, nieświadomie pakuje się w poważne tarapaty. Kłopoty te mogą oznaczać śmierć nie tylko Sophie, ale również jego.

Bezwzględny morderca znów jest na wolności i wydaje się, że chce pomścić wszystkich, którzy brali udział w śledztwie przeciwko niemu. Nie oszczędza nawet profesora Wainwrighta, który cierpi na demencję. Nie odstrasza to jednak Sophie, której dziwny upór dotyczący odnalezienia grobów pozostałych ofiar mordercy staje się przyczyną prawdziwej katastrofy. Przy okazji wyjaśnia się zagadka, dlaczego to niepozorna Sophie staje się głowną postacią wydarzeń. Tej prawdy David Hunter z pewnością wolałby nigdy nie poznać…

„Wołanie grobu” to powieść, którą czyta się bardzo szybko. Dynamiczna akcja, ucieczka przed śmiercią, kłamstwa, intrygi i niewyjaśnione spory pomiędzy policjantami – dreszczyk emocji gwarantowany. Niczego więcej od tego typu powieści nie oczekuję.
___________________________________________________________________________


Nie było mnie tu od... hoho i jeszcze trochę. Nie miałam ostatnio siły na powieści. W tak zwanym międzyczasie czytałam tylko "Białą Masajkę", ale po lekturze cisną mi się tylko słowa przekleństwa i nic więcej, więc muszę trochę ochłonąć i dopiero spróbuję coś naskrobać.

Na uczelni kocioł. Pierwszy raz mam tak, że w październiku muszę cokolwiek robić. Wszyscy wykładowcy i prowadzący ćwiczenia wpadli na genialne pomysły referatów i prezentacji już od początku. Oczywiście wszędzie trzeba podawać przypisy i literaturę, więc do biblioteki wpadam tylko po literaturę naukową i mnóstwo czasu spędzam w czytelni, żeby podrasować strukturę mojej pracy dyplomowej. Niedługo skończę "Linię życia" Jodi Picoult, więc powinno pojawić się coś na blogu :)

P.S. Życzę powodzenia wszystkim piszącym w tym roku pracę licencjacką/magisterską. Nie jest tak łatwo jak się wydaje...

niedziela, 7 października 2012

Erynie - Marek Krajewski


Erynie - Marek Krajewski
Wydawnictwo Znak

Pewnego dnia poczułam się jak zdrajczyni narodu. Uświadomiłam sobie, że do tej pory omijałam polskich autorów i robiłam to celowo. Tymczasem Wasze recenzje, dotyczące polskich książek, nie były wcale złe. Postanowiłam więc podejść do półki w bibliotece, gdzie stoją powieści polskich autorów.

Pierwsza książka, która od razu przykuła mój wzrok, to „Erynie” Marka Krajewskiego. Skojarzyłam tego autora z pozytywnych opinii, jakie o nim słyszałam. Pomyślałam, że przecież nie mam nic do stracenia. Zabrałam ze sobą tę cienką powieść do domu. I niemal natychmiast zatraciłam się w lekturze. Przeniosłam się myślami do ogarniętego strachem przed kolejną wojną Lwowa. To polskie miasto niezbyt różniło się od innych. Ponure, pełne różnic pomiędzy nielicznymi już bogaczami a biedakami, których jedyną przyjemnością po ciężkiej pracy była butelka wódki, którą można było kupić u niemal każdego stróża nocnego i dozorcy.

W tej rzeczywistości musiał odnaleźć się komisarz Popielski. Ten człowiek zna każdy zakątek Lwowa, zarówno za dnia jak i w nocy. Doskonale wie, gdzie toczą się podejrzane interesy, zna „podziemny” Lwów, osobiście korzysta z usług największego gangstera w mieście. Pewnego pięknego dnia chce skończyć z byciem policyjnym detektywem. Ma zamiar odejść na emeryturę. Jego prośba o przeniesienie „w stan spoczynku” spotyka się jednak z oburzeniem miejscowej ludności, która uważa to za ucieczkę od trudnej sprawy, jaką jest brutalne zabójstwo 3-letniego dziecka. O tę zbrodnię ludność natychmiast oskarża Żydów, napięcie pomiędzy nimi a chrześcijanami wzrasta jeszcze bardziej po podpaleniu jednej ze świątyń. Czy rzeczywiście wszystkiemu winni są Żydzi, pedofil, a może po prostu kolejny morderca, jakich na świecie jest bardzo dużo?

Powieść Marka Krajewskiego to nie jest zwykły kryminał. Akcja osadzona w Lwowie, dziejąca się ponad 70 lat temu tworzy wspaniały klimat. Atmosfera tajemnicy, mroku, niewyjaśnionych zdarzeń i strachu to uczucia towarzyszące czytaniu książki „Erynie”. Pozytywny aspekt powieści to mocno zarysowana postać komisarza Popielskiego. Od samego początku zostają nam przedstawione zalety i wady człowieka, który budzi szacunek i strach wszystkich mieszkańców Lwowa. Sami oceniamy tego wysokiego, łysego człowieka, który ze względu na swoją chorobę prowadzi nocny tryb życia. Do czytelnika należy ostateczna ocena tej postaci. Ja oceniłam go negatywnie…

Styl Marka Krajewskiego urzekł mnie i zniewolił. Dopieszczone wręcz zdania, dokładne dopasowanie języka do mówiących osób, brak oceny zachowań bohaterów – sami decydujemy, jak oceniamy daną postać, czy rozumiemy jej postępowanie, co mamy na jej usprawiedliwienie. Uważam swoje pierwsze spotkanie z tym autorem za bardzo udane, z chęcią przeczytam inne jego powieści.



wtorek, 2 października 2012

Pomyśl o lilii - Elizabeth Buchan


Pomyśl o lilii -  Elizabeth Buchan
Wydawnictwo Niebieska Studnia

Miejscem wydarzeń przepięknej powieści pt. „Pomyśl o lilii” Elizabeth Buchan jest angielska wieś. Na prowincji życie płynie wolno, ale wcale nie beztrosko. To tam mieszka Kit, który sposobi się do zamążpójścia, najlepiej z bogatą panną.

Bogata panna szybko się znajduje. Niestety, Kit zdążył oddać swoje serce Daisy, w której zauroczył się podczas wyjazdu obu zaprzyjaźnionych rodzin do Francji. Wspólne spacery, kolacje przy malowniczym klifie – to musiało się tak skończyć. A skończyło się wielką i niespełnioną miłością. Niespełnioną z winy Kita, który przyjął oświadczyny bogatej Matty na promie podczas powrotu do domu. Mieszanka tęsknoty, kaca i troski o finanse domu spowodowały, że Kit postanowił ożenić się z Matty. Złamał tym samym serce trzem osobom – sobie, Daisy i samej Matty, która kochała Kita, nie dostając w zamian nawet przyjaźni.

Aby móc ocenić zachowania bohaterów, trzeba przenieść się myślami do przeszłości, wczuć się w skórę angielskiej arystokracji, która nie mogła pogodzić się z utratą swoich przywilejów. Dla Kita niszczejący dom rodzinny był ważniejszy od wielkich uczuć, które połączyły go z Daisy. Jak się okazało, nigdy nie osłabły i wróciły ze zdwojoną siłą podczas spotkania w Stanach Zjednoczonych. Podczas podróży powrotnej promem zdarzyło się coś, co na zawsze zmieni życie Kita i Matildy. Niestety, nie dowiadujemy się już, w jakim kierunku pójdą te zmiany. Autorka zostawiła te rozmyślania czytelnikowi.

Powieść „Pomyśl o lilii” jest wspaniałym przekrojem przez życie międzywojennej Anglii. Anglii pogrążonej w kryzysie gospodarczym, który rozpoczął się w USA. Nie jest to jednak utwór przygnębiający. Flora, siostra Kita, jest postacią barwną, z poczuciem humoru. Jej miłosne perypetie oraz drobne sprzeczki z doktorem Robinem ocieplają powieść, w której jest znacznie więcej cierpienia niż szczęścia.


Niestety, powieść ma też swoje minusy. Jest nim z pewnością ckliwość i melodramatyczność całej historii. "Pomyśl o lilii" byłaby z pewnością świetnym scenariuszem dla opery mydlanej. Ileż to już razy poruszano wątek pt. "on kocha ją, ona kocha jego, ale nie mogą być razem"? Przerabialiśmy to setki razy w literaturze, serialach wszelkiej maści oraz filmach. Pretensje Kita i Daisy wydają się nieuzasadnione w dzisiejszym świecie. Kit wybrał spokojne życie z pieniędzmi zamiast życia z miłością. Czy jest uprawniony do obwiniania za to kobiety, którą poślubil? Czy jego zdrada polegająca na ciągłym wzdychaniu do innej kobiety jest usprawiedliwiona? Z pewnością nie, choć można odnieść wrażenie, że autorka stara się wzbudzić w nas sympatię do Daisy, za to wielką niechęć do Matty.

sobota, 29 września 2012

Cień wiatru - Carlos Ruiz Zafon

Cień wiatru - Carlos Ruiz Zafon
Wydawnictwo Muza

Od „Cienia wiatru” sporo oczekiwałam. Czytałam pochlebne opinie w Internecie, słuchałam zachwytów pań w bibliotece. Gdy wreszcie znalazłam tę powieść na bibliotecznej półce, nie wahałam się długo.

Od pierwszej strony w oczy rzuca się kunszt literacki Carlosa Ruiza Zafona. Pięknie wymodelowane, wypieszczone wręcz zdania, zachwycające opisy i świetnie dopasowane dialogi. Mały chłopiec znajduje starą książkę na Cmentarzu Zapomnianych Książek. Jest to „Cień wiatru”, powieść nieznanego autora Juliana Caraxa. Z książką tą łączy się długa i przygnębiająca historia, którą Daniel poznaje w trakcie swoich poszukiwań.

Wcale nie Daniel i wcale nie historia powieści są tu najciekawsze. Zwykła, choć dobrze napisana lektura, zamienia się niemal w arcydzieło, gdy poznajemy Fermina Romero de Torresa. Ta barwna postać ożywia powieść i sprawia, że niemożliwością jest czytanie jej w miejscach publicznych. Parsknięcia śmiechem lub chichot zdarzają się niemal co stronę, gdy Fermin razem z Danielem odwiedza poszczególne osoby w celu dowiedzenia się czegokolwiek na temat Juliana Caraxa. Jego niewybredne żarty i wrodzona umiejętność naginania wydarzeń (lub wciskania kitu – jak powiedzielibyśmy dzisiaj) przy udawanej, niemal ironicznej grzeczności, przysparzają bohaterom wielu kłopotów. Dzięki nieustępliwości obu mężczyzn (w międzyczasie Daniel wyrósł na przystojnego dorosłego mężczyznę) cała historia złożyła się wreszcie w jedną całość…

Prawda o dziejach Juliana Caraxa okazała się brutalna. Okrutna śmierć matki i dziecka, niewyjaśnione tajemnice i osoba (lub też nie osoba) zjawiająca się od czasu do czasu w piwnicy starego domu pięknej Penelope. Wszystko to sprawia, że powieść tę czyta się jak pasjonujący kryminał. Idealna odskocznia od współczesnych powieści kryminalnych, pełnych badań DNA czy opisów sekcji zwłok.

Po raz kolejny nie zawiodłam się na powieści Carlosa Ruiza Zafona. Choć była to historia mniej porywająca niż „Pałac Północy”, do którego porównywałam „Cień wiatru”, to jednak urzekała swoim pięknem (mimo wszystko) i przekrojem życia społeczeństwa w powojennej Hiszpanii, stojącej u progu wojny domowej i pod dyktatorską władzą generała Franco.

wtorek, 25 września 2012

W imię miłości - Jodi Picoult


W imię miłości - Jodi Picoult

Tej pani nikomu nie trzeba przedstawiać. Jodi Picoult – ulubiona autorka milionów kobiet na świecie. Pisze o tematach trudnych. Choroby, trudne sprawy sądowe, molestowane dzieci… Powieść „W imię miłości” kusiła mnie od bardzo dawna. Gdy wreszcie zobaczyłam ją na bibliotecznej półce, nie wahałam się ani chwili i zabrałam ją stamtąd do przytulnego wnętrza mojej torby.

Molestowanie seksualne dzieci. Czyny, które mają ogromny wpływ na ich przyszłość. Niestety, jest to zawsze wpływ negatywny. Mówimy o tych przerażających zbrodniach coraz więcej, nienawidzimy z całego serca ich sprawców i współczujemy dzieciom. Tak jak prokurator Nina Frost, która na co dzień zajmuje się przestępstwami popełnianymi wobec dzieci. Wydaje się, że oswoiła się z myślą o tym, że świat jest brutalny, a nasze kochane, malutkie dzieci nie mogą czuć się w nim bezpieczne. Spotykała się już z przypadkami, gdy zbrodniarzami byli nauczyciele, sąsiedzi, a nawet jedno z rodziców.

Na jedno się nie przygotowała. Na to, że ofiarą molestowania padnie jej ukochany synek Nathaniel. Pięciolatek to prawdziwy cud. Nina i jej mąż Caleb nigdy bowiem nie mieli zaznać uroków posiadania własnego dziecka. Pewnego dnia zdarzył się jednak cud i poczęli Nathaniela. Dziecko idealne, inteligentne, wygadane i uwielbiane przez wszystkich. Pewnego dnia Nathaniel zaniemówił. Matka, zaaferowana porannym rozgardiaszem, nawet tego nie zauważyła. Otrzeźwił ją dopiero telefon od wychowawczyni przedszkolnej. Nathaniel nie powiedział od rana ani słowa, a wzburzony zaczął być agresywny. Nina i Caleb natychmiast skontaktowali się z psychiatrą dziecięcym, który pomógł im postawić diagnozę.
Zdarzyło się najgorsze. Mały Nathaniel był molestowany seksualnie… Z racji tego, że zaniemówił, nie mógł wyjawić nazwiska sprawcy. Gdy jednak zaczął uczyć się języka migowego, pokazał mamie i znajomemu detektywowi Patrickowi, kto tak bardzo go skrzywdził. Nina nigdy nie chciałaby tego wiedzieć…

Jodi Picoult w swojej powieści porusza niezwykle trudny temat. Budzi w czytelniku uczucie grozy, bezgranicznego smutku, współczucia i… żądzy zemsty. Taką samą żądzą zemsty pała Nina, która chce ochronić swoje dziecko. Chce tylko, żeby obrzydliwy przestępca poniósł karę, a jej synek nie musiał przechodzić przez piekło przesłuchań. Dowiadujemy się, co matka jest w stanie zrobić dla dziecka w imię miłości…

W tej powieści zgadza się wszystko - język, styl, typowy przebieg zdarzeń dla dzieł Jodi Picoult. Większość czasu "spędzamy" na sali sądowej, która jest najpierw miejscem pracy (i, niestety, licznych rozczarowań) Niny, a potem miejscem największego życiowego koszmaru. Poznajemy mechanizm działania amerykańskiego systemu sądownictwa w stosunku do najmłodszych ofiar, kibicujemy sędziom przysięgłym w podjęciu dobrej decyzji oraz zastanawiamy się, czy tak naprawdę akceptujemy to, co zrobiła Nina...

____________________________________________________

Na przeczytanie czekają następujące powieści:

1. Szukając Noel Richard Paul Evans
2. Bogowie Alabamy Joshilyn Jackson
3. Biała Masajka Corinne Hofmann
4. Bezsenność Stephen King
5. Wołanie grobu Simon Beckett
6. Nieprzyjaciel Lee Child
7. Godzina Czarownic t.1 Anne Rice
8. Czekam na Ciebie Véronique Olmi

Daruję sobie chyba "Bezsenność" Kinga, bo słyszałam, że jest to King w najgorszym wydaniu - mnóstwo niepotrzebnych opisów, które zwalniają akcję. Dwie pierwsze pozycje to moje łowy za 8 zł i 9,99 w wyprzedażach w Auchanie i Media Markt. Reszta to łowy biblioteczne :) 

piątek, 21 września 2012

Nie zdradzaj żadnych tajemnic - Joy Fielding


W życiu Jess wydarzyło się bardzo wiele. Pani prokurator na co dzień walczy o sprawiedliwość w swoim stanie i pomaga skazywać największe społeczne szumowiny. Takie jak Rick Ferguson, który najpierw zgwałcił, a potem zabił Connie. Jess, nie zważając na groźby z jego strony, postanawia za wszelką cenę wywalczyć  karę śmierci. Sama nieomal skazuje się na taki sam los…
Życie prywatne Jess nie jest zbyt udane. Rozwiedziona z o wiele lat starszym adwokatem, miewa napady paniki związane z myślami o swojej matce, która zaginęła wiele lat temu i została uznana za zmarłą. Nagle w jej życiu pojawia się Adam, sprzedawca butów. Choć ostrożna, Jessika daje się złapać w sidła zauroczenia. Temu związkowi sprzeciwia się jednak jej były mąż Don, który ostatnio często pojawia się w jej życiu i służy pomocą. Jak się okazuje, wcale nie bezinteresowną. Don nadal kocha Jess i chciałby znów z nią być. W tym celu układa niecny plan…
Jessika nie podejrzewa nawet, jak skończy się cała historia z Rickiem Fergusonem. Historia, która jest o wiele bardziej tajemnicza, niż wydawało się to przenikliwej pani prokurator… Jess grozi wielkie niebezpieczeństwo, na którego końcu czeka wyjaśnienie zagadki o zniknięciu mamy.
Joy Fielding wspięła się na wyżyny swojego literackiego talentu. Powieść  „Nie zdradzaj żadnych tajemnic” jest tajemnicza od początku do ostatnich kart, gdzie wyjaśnia się zagadka Ricka Fergusona oraz matki Jessiki. Świetnie skonstruowana powieść psychologiczna pozwala wczuć nam się w sposób myślenia Jess, jej pozornie poukładane życie. Prokurator ratuje się porządkiem i planowaniem wszystkich wydarzeń. Ratuje się przed niepewnym losem choćby swoich ubrań, które starannie przygotowuje wieczorem na następny poranek. Ma już dość niepewności i pytań w swoim życiu. Podobne tajemnice skrywa Adam. Sekrety zdają się być nieodłącznym elementem ich życia, który wpłynie na dalsze funkcjonowanie ich zażyłej znajomości.
Zaskakujące zakończenie to wielki atut tej powieści. Nawet najwięksi pasjonaci kryminałów będą mieli problem z odgadnięciem, kto tak naprawdę stoi za groźbami Ricka Fergusona w stosunku do Jessiki i czy zdoła się ona uratować przed śmiercią we własnym mieszkaniu. Śmiercią z rąk mężczyzny uzbrojonego i ogarniętego dziką żądzą zabijania…

________________________________________________________________________________
Jest to trzecia przeczytana przeze mnie powieść p. Fielding i trzecia bardzo udana. Najbardziej podobały mi się "Granice uczuć". Zachęcam nieprzekonanych do zapoznania się z twórczością Joy Fielding. Pisze znacznie lepiej niż jej koleżanka z takim samym nazwiskiem.

wtorek, 18 września 2012


Życie na sprzedaż - Nora Roberts
Wydawnictwo Amber


Tak ciężko powstrzymać łzy, gdy myśli się o małej Emmie, która kryje się pod zlewem, by uciec przed złością matki. Choć może bardziej szczęśliwym określeniem jest „kobieta, która ją urodziła”. Przed piekłem ratuje ją ojciec, Brian McAvoy. Początkujący rockman, który ma mnóstwo pieniędzy, żeby odkupić Emmę od Jane. 

Brian McAvoy jest najwspanialszym mężczyzną, jakiego Emma miała okazję poznać. Przystojniak, którego pragnie połowa kobiet na świecie, obdarzony wrażliwą duszą i dobrym sercem. Czy jest coś więcej, czego może pragnąć trzyletnia dziewczynka? Oprócz ojca dostaje też piękny pokój w olbrzymim domu oraz przybraną matkę, która traktuje ją początkowo z rezerwą i niejakim strachem, ale jednocześnie z akceptacją i miłością. Wkrótce potem rodzi się Darren, który zawładnie sercem małej Emmy i, jak się okazuje, będzie przyczyną jej największych życiowych tragedii.

To pierwsza powieść Nory Roberts, jaką miałam okazję przeczytać. Wiem jedno – na pewno nie ostatnia. Do tej pory pisarka ta kojarzyła mi się z romansidłami, których tak nie znoszę. Okazało się jednak, że jej powieść obyczajowa wciągnęła mnie niesamowicie. Siedziałam i czytałam, dopingując Emmę przez całe jej życie. Cierpiałam i śmiałam się razem z nią, kibicując Michaelowi i Steviemu, który walczył z uzależnieniem.

Wreszcie kibicowałam Johnno, temu wspaniałemu Johnno, którego Emma kochała przez całe swoje życie. Kochała miłością wielką i platoniczną. Jej skłonność do wielkich uczuć raz wpędziła ją w ogromne tarapaty, z których wyszła z pomocą ukochanych osób.

Powieść ta, choć smutna, napawa wielkim optymizmem. Jest to powieść o przyjaźni, oddaniu, duszach wrażliwych i kochających rockmanów. Zespół Devastation to jedna rodzina, która wspiera się w najtrudniejszych momentach życia i odda wszystko za szczęście swoich bliskich. Przetrwała próbę czasu i jest tak wspaniała, jak w momencie, kiedy Emma ujrzała tych facetów w studiu nagraniowym pierwszy raz w życiu.

piątek, 14 września 2012

W pewien wrześniowy poranek


W pewien wrześniowy poranek - Karen Kingsbury
Wydawnictwo Rafael

Są takie wydarzenia, których nie zapomina się do końca życia, choć nigdy bezpośrednio ich nie przeżyliśmy. Są takie chwile, które zmieniają życie nie tylko osób uczestniczących w tragedii, ale losy całego świata. Jednym z takich wydarzeń był atak na World Trade Center w 2001 roku.

Cały świat przeżywał tę tragedię. Psychologowie z całego świata twierdzą, że gdy usłyszy się coś wstrząsającego, nawet po wielu latach dokładnie pamięta się, co robiło się danego dnia, gdzie się było w kluczowym momencie, a nawet, jaka była wtedy pogoda. Ja także pamiętam wszystko, choć w momencie najsłynniejszego ataku terrorystycznego w dziejach ludzkości miałam zaledwie 10 lat. Pamiętam, jak siedziałam u siebie w pokoju przerażona moją własną tragedią – zepsuł mi się stary monitor i bałam się powiedzieć o tym rodzicom. Rozumiałam, że stało się coś strasznego. Rodzice siedzieli przed telewizorem i w milczeniu wpatrywali się w ekran.

Atak na World Trade Center był symbolem – oznaką końca bezpiecznego świata. Początkiem obowiązkowych prześwietleń bagaży, alarmów wszczynanych po ujrzeniu samotnej walizki stojącej na środku terminalu czy nawet podejrzanie rozglądającego się Araba. Był to jednak także, o tym często zapominamy, koniec normalnego życia wielu tysięcy Amerykanów. W atakach na oba wieżowce World Trade Center zginęły łącznie 2973 osoby, w tym ponad trzystu strażaków, którzy ruszyli na pomoc rannym.

Powieść „W pewien wrześniowy poranek” Karen Kingsbury opowiada historię dwóch mężczyzn oraz ich rodzin. Czytelnik szybko orientuje się, który jest tym „dobrym”, a który „złym”. Na odwrocie książki wyraźnie zaznaczone jest, że przeżyje tylko jeden z nich. Jak myślicie, który?

Jamie wydaje się, że zyskała od losu drugą szansę, gdy dowiaduje się, że jej mąż leży w nowojorskim szpitalu. Niestety, Jake Bryan stracił pamięć. Jedyną oznaką tego, że wie, kim był w przeszłości, jest imię córeczki, które wyszeptał przed zapadnięciem w śpiączkę. Uszczęśliwiona Jamie nie zauważa jednak pewnych dziwnych rzeczy, które nie pasują do jej męża. Zauważają to jego koledzy z remizy strażackiej oraz przyjaciółka.

Tymczasem Jake Bryan uczy się siebie na nowo. Czyta Biblię wraz z dopiskami oraz pamiętnik, który prowadził przez kilka lat przed zawaleniem się wież World Trade Center. To pozwala mu polubić dawnego Jake’a Bryana oraz żyć tak jak on, nawet po tym, jak będzie musiał opuścić Jamie i małą Sierrę.

Ta wzruszająca powieść Karen Kingsbury jest wehikułem czasu, który przenosi nas do 2001 roku i pozwala spojrzeć na zamach z innej strony, tej bardziej ludzkiej. Nie myśleć o zawalonych wieżach, terrorystach, konsekwencjach w postaci wojny w Iraku. Myśleć natomiast o bohaterstwie setek strażaków, którzy poświęcili swoje życie dla ratowania tych, których tak naprawdę nie dało się uratować. Myśleć o rodzinach zmarłych oraz ich dalszych losach. Codziennym życiu, które toczy się w cieniu wielkiej tragedii – cieniu wrześniowego poranka 2001 roku.

czwartek, 13 września 2012

Poszła na całość


Poszła na całość - Meggin Cabot
Wydawnictwo Amber 2003

Nadszedł czas studenckiej kampanii wrześniowej. Wszystkie siły umysłowe rzucone na dwa przedmioty, które pozostały do studenckiego spełnienia – zaliczenia sesji i II roku bez warunków. Co w takim przypadku zrobić z wolnymi chwilkami, których jest przecież tak niewiele? Ano czytać.

W sytuacji, kiedy mózg wyparowuje wręcz po kilku godzinach nieustannej nauki, ciężko skupić się na pięknych zdaniach czy rozmyślać nad przeczytanym fragmentem. Idealnym wypełniaczem wolnego czasu są więc książki mniej ambitnych autorów.

Pierwszy rzut oka na powieść Meggin Cabot pt. „Poszła na całość”: niezbyt długa, z dużą ilością dialogów. Może być, biorę! Nigdy nie lubiłam romansów, ale teraz mam ochotę przeczytać coś nieskomplikowanego i zapoznać się z twórczością Meg Cabot, bo nigdy nie miałam na to okazji. Okładka zachęca: „Prawdziwie burzliwy hollywoodzki romans na łonie dzikiej przyrody, pośród śnieżycy i… płatnych zabójców”.

Pomyślałam, że uciekanie na Alasce przed płatnymi zabójcami zaciekawi mnie na tyle, że dam radę przebrnąć przez tę powieść. Samej akcji było jednak bardzo mało, a opisana została w taki sposób, że czułam się, jakby bohaterka podejmowała decyzje dotyczące wyboru koloru do paznokci w drogerii, a nie uciekała przed prawdziwym niebezpieczeństwem.

Czytałam jednak i czytałam. Zazwyczaj nie mam skrupułów przed rzuceniem książki w kąt, jeśli mi się nie podoba. Tym razem dotrwałam do końca, choć zakończenie powieści przewidziałam właściwie już po pierwszych zdaniach. Ot, taka lekka historyjka na wolne popołudnie. Mimo wszystko polecam.

piątek, 7 września 2012

Krucha jak lód


 Krucha jak lód - Jodi Picoult

Charlotte jest bohaterką, jakich wiele na tym świecie. Codziennie zajmuje się chorym dzieckiem. Willow potrzebuje ciągłej opieki, wystarczy bowiem niewłaściwy ruch, a kości dziewczynki pękają jak zapałki. A wraz z nimi serce jej matki…

Czytając powieść „Krucha jak lód” Jodi Picoult, nie da się nie zająć stanowiska w sprawie. Nie da się być obserwatorem całego piekła, przez jakie musi przejść rodzina O’Keefe w związku z decyzją Charlotte o procesie sądowym. Choć wszyscy potępiają matkę za to, że chce wmówić sędziemu, że tak naprawdę nie chciała urodzić dziecka, ja doskonale ją rozumiem. To nieprawda, że wolałaby, żeby Willow w ogóle się nie urodziła. Nieprawda, że jej nie kocha, tak jak to interpretują jej najbliżsi oraz postronni obserwatorzy.

Charlotte walczy o ogromne odszkodowanie za błąd w sztuce lekarskiej. Traci przy tym przyjaciółkę, jest bliska utraty męża oraz swojej drugiej córki, która wpada w coraz poważniejsze tarapaty. Czemu to robi? Czemu rujnuje rodzinę? Powód jest bardzo prozaiczny – pieniądze. Ogromne pieniądze, które mogą sprawić, że świat stanie przed Willow otworem.

Zapytałam mojej mamy, co zrobiłaby na miejscu Charlotte. Odpowiedziała: „Gdybyś tylko mogła mieć lepszą przyszłość, gdybym mogła zapewnić ci utrzymanie i najlepsze lekarstwa do końca życia, nie wahałabym się ani chwili przed najgorszymi słowami”. Myślę dokładnie tak samo. Charlotte musi powiedzieć słowa: „Gdybym wiedziała wcześniej, że Willow będzie tak chora, dokonałabym aborcji. Żałuję, że Willow się urodziła.” Czy zdobędzie się na te okrutne słowa przy córeczce i sali sądowej wypełnionej mieszkańcami miasteczka?

Od początku do końca powieści byłam po stronie Charlotte i kibicowałam jej we wszystkich poczynaniach, choć byłam w stanie zrozumieć Seana. Przykładny mąż i ojciec nie akceptuje pomysłu żony i zgadza się stanąć w sądzie po przeciwnej stronie. Najbardziej jednak cierpi na tym wszystkim Amelia, która, czując się odrzucona i niepotrzebna, ma mnóstwo problemów, które ją przerastają. Rodzice zauważą je, kiedy będzie niemal za późno…

czwartek, 30 sierpnia 2012

Dallas '63



Dallas - Stephen King
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
ISBN: 978-83-7648-967-4
Tytuł oryginału: Dallas ‘63
Przekład: Tomasz Wilusz
Liczba stron: 857
Ocena: 10/10

Są takie książki, które uwielbiamy nie za wszystko, ale mimo wszystko. Mimo braku sympatii do danego gatunku literackiego, autora czy też, zwyczajnie, pomysłu na powieść. „Dallas ‘63” Stephena Kinga jest powieścią, którą pokochałam pomimo gatunku.

Podróże w czasie? Zmiana historii przez niepozornego człowieka z problemami życiowymi? Jakie to… kiczowate. Tak samo pomyślałam, czytając notkę na okładce. Mając w pamięci wspaniałe wieczory spędzone z dziełami Stephena Kinga, zdecydowałam się jednak wziąć tę powieść do domu i przekonać się, co też takiego zmajstrował jeden z moich ukochanych pisarzy.

Nie zawiodłam się. Spędzałam z tą książką nie tylko wieczory, ale i poranki, południa, popołudnia oraz noce. Wszystko przez to, że King wcale nie napisał powieści science-fiction czy fantasy. Ta wspaniała historia obyczajowa z wątkiem politycznym (nie narzucającym się jednak w „chamski” sposób) sprawiła, że pokochałam podróże w czasie. Wczułam się w klimat późnych lat ‘50 i ‘60 wielkiej i bogatej Ameryki. Przegląd bohaterów, z jakimi stykał się Jake w trakcie wypełniania swojej misji to coś zupełnie innego niż opisy, do których przyzwyczaił nas King.

Jake cofa się do lat 50’ po to, żeby zapobiec wojnie w Wietnamie, na prośbę swojego przyjaciela Ala. Każda zmieniona minuta w przeszłości oddziałuje jednak w dużym stopniu na teraźniejszość. Podczas „podróży próbnej” Jake ratuje dziewczynkę przed kalectwem oraz przyszłość znajomego woźnego. Każde wejście do spiżarni Ala powoduje jednak reset wszystkich zmian i cała historia zaczyna się od nowa… Czy Jake’owi starczy sił, odwagi oraz ochoty na zmianę historii Ameryki oraz całego świata? Tego dowiecie się po przeczytaniu tej fantastycznej powieści. Ostrzegam, nie będziecie się chcieli oderwać.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Dracula




Wydawnictwo Alfa, 1993 rok
Tytuł oryginału: Dracula
Przekład: Marek Wydmuch, Łukasz Nicpan
ISBN: 83-7001-705-3
Liczba stron: 568
Ocena: 7/10


Wampir żywiący się ludzką krwią. Nieznający litości, budzący strach, doprowadzający do obłędu. Mieszkaniec ponurego zamku w jeszcze bardziej ponurej okolicy. Klasyka. Takiej właśnie klasyki zapragnęłam w dzisiejszym świecie literatury pełnym wampirów chodzących do liceów i zakochujących się w zwykłych dziewczynach.

Dracula jest postacią legendarną. Historia o okrutnym wampirze była hitem kolonijnych ognisk, filmowych adaptacji. Natchnieniem dla wielu twórców, którzy także chcieli stworzyć dzieło o krwiopijczym „żywym trupie”. Przyszła pora, abym przeczytała „Draculę” Brama Stokera, bo dłużej nie mogłam przechodzić obojętnie obok bibliotecznej półki, na której widniała książka w pomiętej, czarnej okładce.

Od pierwszych stron poznajemy Jonathana Harkera, który jako przedstawiciel kancelarii prawniczej jedzie na spotkanie z Draculą do Transylwanii. Hrabia Dracula od początku wydaje się Jonathanowi tajemniczą, dziwną postacią. Zwłaszcza, że w pamięci ma przestrogi mieszkańców okolicznych wiosek, którzy błogosławili go znakiem krzyża i modlili się o jego życie. Mimo wielu przestróg, Jonathan wypełnia swoją misję i jedzie do ponurego zamku. To, jak się okazuje, dopiero początek jego problemów…

Podupadły na zdrowiu psychicznym Jonathan wraca do Anglii, do swojej ukochanej Wilhelminy. Niestety, na Wyspy Brytyjskie wybrał się także sam hrabia Dracula w poszukiwaniu nowych ofiar. Jedną z nich staje się osoba bliska Jonathanowi i Minie. Czwórka nieustraszonych wojowników w osobach Jonathana Harkera, Quincey’a Morrisa, Artura Goldaminga oraz profesora van Helsinga postanawia raz na zawsze rozprawić się z Draculą i przynieść światu wolność od wampira.

Ta powieść epistolarna w doskonały sposób oddaje uczucia wszystkich bohaterów, ich lęki i obawy. Poznajemy bieg wydarzeń z perspektywy osób uczestniczących w misji, jaką jest powstrzymanie wampira. Choć taki sposób pisania powieści, dość luźny pomimo wyszukanego słownictwa, nie wyzwala w nas uczucia grozy i lęku, jest to dzieło warte przeczytania. Przypomina o tym, że w dobrym horrorze nie potrzeba hektolitrów krwi oraz pił mechanicznych tnących ciała na strzępy.

_____________________________________________

Nie mogłam sobie odmówić wstawienia zdjęcia mojego egzemplarza tej powieści. Zużyta okładka i ciemne strony tworzą dodatkowy klimat :) Zachęcam do przeczytania oraz obejrzenia filmu, który jest trochę bardziej kontrowersyjny. 

niedziela, 26 sierpnia 2012

Dom nad rozlewiskiem - Małgorzata Kalicińska



Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2006 rok
ISBN: 978-83-7298-912-3
liczba stron: 496
ocena: 6/10


Późno w moje ręce wpadła książka „Dom nad rozlewiskiem” Małgorzaty Kalicińskiej. Dopiero 6 lat po jej wydaniu zdecydowałam się wziąć tę powieść z bibliotecznej półki. Cieszę się, że ten moment nadszedł, gdy stałam się obiektywną i doświadczoną już czytelniczką.

„Domu nad rozlewiskiem” nie da się czytać bez zaangażowania uczuciowego. We wszystko. W losy Małgorzaty, jej mamy, współczucie wobec Kaśki, ciekawość Marysi i jej kontrowersyjnej koleżanki… Te wszystkie uczucia pojawiają się w sercu czytelnika bardzo szybko. Małgorzata jest osobą kompletnie zdemoralizowaną. Chociaż ostaje w mazurskiej wsi na dobre i wydaje się, że zmieniła sposób myślenia, w głębi duszy jest taka sama – potrafi iść z kilkoma mężczyznami do łóżka bez zaangażowania emocjonalnego, nie przejmuje się tym, że zdradza męża. W tym jest konsekwentna, ponieważ nie ma też za złe mężowi, że nie był jej wierny. Paranoja, powiecie? Otóż tak.

Zazwyczaj jest tak, że lubimy głównych bohaterów. Jeśli mamy do czynienia z gangsterami czy mordercami (albo jedno i drugie), jak choćby w filmie „Pulp Fiction”, czujemy do nich pewną sympatię i nawet im po cichu kibicujemy. W przypadku powieści Małgorzaty Kalicińskiej jest zgoła inaczej. Ciężko jest polubić główną bohaterkę za jej relacje z mężczyznami, próżność i brak szacunku do samej siebie. Postarajmy się jednak odłożyć na bok niechęć i zdegustowanie wobec postawy bohaterki, a zachwycajmy się pięknem mazurskiej przyrody.

Zdemoralizowana Małgosia osiada daleko od Warszawy, w domu swojej matki, której nie widziała od kilkudziesięciu lat. Mimo pewnych obaw, obie kobiety zaprzyjaźniają się. Małgosia szybko wrasta w specyficzny klimat mazurskiej wsi. Niedużo czasu potrzeba, żeby mieszkańcy zaczęli traktować ją jak „swoją”. Z biegiem czasu w bohaterce kiełkuje pomysł – chce zbudować pensjonat. Cała inwestycja udaje się, choć nie przynosi takich zysków, jakie można było przewidywać.

W życiu Małgosi zachodzi jedna poważna zmiana. Zakochała się na zabój w Januszu. Dentysta nie jest jednak wymarzonym partnerem. Ma pewną poważną wadę, o której Małgorzata dowiaduje się, gdy jest już za późno – wpadła po uszy. Mimo to daje Januszowi szansę, którą on początkowo zaprzepaszcza. Jak skończy się ten romans? O tym dowiemy się z kolejnych tomów powieści Małgorzaty Kalicińskiej, po które być może sięgnę jakiegoś ponurego jesiennego wieczoru.

_________________________________________________________________

Tą recenzją chcę przywitać się w blogowym świecie książek. Literatura zawładnęła mną na dobre i nie mogłam już powstrzymać chęci założenia bloga, w którym będę dzielić się moją miłością. Zdałam sobie sprawę, że sporo książek po przeczytaniu ucieka gdzieś w zapomnienie. Przy pomocy tego bloga będę starała się nie pozwolić im na zakurzenie w zakamarkach mojego umysłu. Zapraszam do czytania i komentowania.