Dobrze czasem zatęsknić za kryminałami. Po serii
przeczytanych ostatnio „obyczajówek” brakowało mi brutalnych zbrodni, opisów
sekcji zwłok i dreszczyku emocji towarzyszącego ściganiu morderców. Powieść
Simona Becketta pt. „Wołanie grobu” była dla mnie pod tym względem idealna.
Zaczyna się z pozoru niewinnie. David Hunter, antropolog
sądowy, przyjeżdża na torfowiska w celu pomocy w pracach przy odnalezionym
grobie. Ze względu na kwaśną glebę ciała pochowane na torfowiskach rozkładają
się bardzo wolno. Wydobycie jednego z nich jest więc sporym przeżyciem dla
wszystkich osób uczestniczących w śledztwie. David poznaje Sophie – psychologa
policyjnego. Sophie jest wiecznie niedoceniana. Pomimo ściągnięcia jej na
miejsce przestępstwa, wszyscy ją lekceważą. Jest jedną z niewielu kobiet w tym
męskim policyjnym świecie. Na Davidzie wywiera jednak pozytywne wrażenie i na
tym cała sytuacja się kończy. Pozostałych grobów nie odnaleziono, morderca
wrócił do więzienia.
Historia zatacza koło osiem lat później, kiedy to David
odbiera chaotyczny telefon od Sophie. Od czasu, kiedy ostatnio się widzieli,
życie Davida wywróciło się do góry nogami za sprawą jednego tragicznego
wydarzenia. Mimo absurdalności całej sytuacji, doktor Hunter nie waha się zbyt
długo. Pakuje walizkę i jedzie na północ Anglii, na tereny torfowisk. Natychmiast,
gdy dociera w umówione miejsce, wydarzenia znacznie przyspieszają. Nie zastał
Sophie w przydrożnej restauracji. Gdy dociera do jej domu, nieświadomie pakuje
się w poważne tarapaty. Kłopoty te mogą oznaczać śmierć nie tylko Sophie, ale
również jego.
Bezwzględny morderca znów jest na wolności i wydaje się, że
chce pomścić wszystkich, którzy brali udział w śledztwie przeciwko niemu. Nie
oszczędza nawet profesora Wainwrighta, który cierpi na demencję. Nie odstrasza
to jednak Sophie, której dziwny upór dotyczący odnalezienia grobów pozostałych
ofiar mordercy staje się przyczyną prawdziwej katastrofy. Przy okazji wyjaśnia
się zagadka, dlaczego to niepozorna Sophie staje się głowną postacią wydarzeń.
Tej prawdy David Hunter z pewnością wolałby nigdy nie poznać…
„Wołanie grobu” to powieść, którą czyta się bardzo szybko.
Dynamiczna akcja, ucieczka przed śmiercią, kłamstwa, intrygi i niewyjaśnione
spory pomiędzy policjantami – dreszczyk emocji gwarantowany. Niczego więcej od
tego typu powieści nie oczekuję.
___________________________________________________________________________Nie było mnie tu od... hoho i jeszcze trochę. Nie miałam ostatnio siły na powieści. W tak zwanym międzyczasie czytałam tylko "Białą Masajkę", ale po lekturze cisną mi się tylko słowa przekleństwa i nic więcej, więc muszę trochę ochłonąć i dopiero spróbuję coś naskrobać.
Na uczelni kocioł. Pierwszy raz mam tak, że w październiku muszę cokolwiek robić. Wszyscy wykładowcy i prowadzący ćwiczenia wpadli na genialne pomysły referatów i prezentacji już od początku. Oczywiście wszędzie trzeba podawać przypisy i literaturę, więc do biblioteki wpadam tylko po literaturę naukową i mnóstwo czasu spędzam w czytelni, żeby podrasować strukturę mojej pracy dyplomowej. Niedługo skończę "Linię życia" Jodi Picoult, więc powinno pojawić się coś na blogu :)
P.S. Życzę powodzenia wszystkim piszącym w tym roku pracę licencjacką/magisterską. Nie jest tak łatwo jak się wydaje...