poniedziałek, 17 grudnia 2012

Bez mojej zgody - Jodi Picoult


Mam rodzeństwo. 15-letnią siostrę, którą kocham bezgranicznie. Kłócimy się niemal codziennie, wściekam się na to, że podbiera mi kosmetyki, bierze ubrania z szafy bez pytania i ogląda durne programy w telewizji zamiast czytać książki (choć tu ostatnio coś się ruszyło). Mimo to nie wyobrażam sobie bez niej życia. Jestem pewna, że bez wahania oddałabym jej wszystko, gdyby była taka potrzeba. Gdy piszę te słowa i wyobrażam sobie podobną sytuację, co w powieści „Bez mojej zgody” Jodi Picoult, mam łzy w oczach.

Anna (a właściwie Andromeda) Fitzgerald też się nie waha. Problemy pojawiają się tylko wtedy, gdy ma 5 lat i zwyczajnie nie chce być nakłuwana igłami. Gdy jednak mama mówi, że robi to wszystko dla dobra siostry, Anna zgadza się na zabiegi. Czy jednak na pewno? Gdy śledzimy tę historię z perspektywy Anny i Briana, jej ojca, zaczynamy zdawać sobie sprawę, że to obie siostry Fitzgerald są chore. Nie tylko Kate leży w szpitalu, nie tylko ona cierpi. Matka dziewczynek, zdesperowana kobieta, która chce chronić Kate za wszelką cenę, nie zauważa tego, że jednocześnie robi krzywdę drugiej córce. Oraz synowi, Jessemu, o którym najwyraźniej już zapomniała.

Nie da się czytać powieści Jodi Picoult bez opowiedzenia się po którejś ze stron. Mój wybór niemal natychmiast pada na Annę i Briana, który rozumie decyzję swojej młodszej córki. Anna nie chce już być krojona, chce żyć normalnie, grać w hokeja, jeździć na obozy i być w przyszłości matką. A przynajmniej taka jest jej wersja, gdy składa w sądzie wniosek o częściowe ograniczenie praw rodzicielskich oraz usamowolnienie w kwestii decydowania o swoim ciele. Gdy wylicza wszystkie zabiegi, jakim została poddana jako ZDROWE dziecko, a które przecież choćby w ułamku procenta zagrażają zdrowiu i życiu, zaczynamy jej współczuć. I jednocześnie czuć wrogość do matki, która nie bierze pod uwagę tego, co czuje Anna. A ze zdaniem Jessa, który przez zaniedbanie wchodzi na złą drogę, nie liczy się w ogóle. Zbuntowany, ale w głębi serca dobry chłopak, domaga się uwagi w bardzo osobliwy sposób. Przysparza tym samym rodzinie dodatkowego problemu…

Po przeczytaniu powieści, która była jedną z „najcięższych” w moim życiu, długo rozmyślałam z zamkniętą książką w dłoniach. Prawdziwe pobudki, jakie kierowały Anną, kiedy prosiła o pomoc adwokata, poruszyły mnie do głębi. Zakończenie nie przynosi ulgi, nie uspokaja. Ktoś mógłby powiedzieć, że jest zbyt nieprawdopodobne, naiwne, dramatyczne na siłę. Cóż, może i tak. Jedno jest pewne: pokazuje nam, że na świecie więcej jest niesprawiedliwości i cierpienia. Oby każdy z nas jak najdłużej tego nie doświadczał...

piątek, 14 grudnia 2012

Grey - po raz kolejny...


Grey, Grey, Grey… Wszędzie Grey. Plakaty atakują w każdej księgarni, Internet pełen jest przeróżnych komentarzy, tę powieść czytali chyba wszyscy. W końcu i na mnie przyszła pora, bo na dłuższą metę nie oparłam się pokusie.

Wydawca reklamuje tę książkę, jako niezwykle kontrowersyjną. Otwieram na pierwszych stronach i czytam. Już po dwóch kilkudziesięciu zdaniach mam ogromne wątpliwości. Powieści napisane takim stylem czytałam jako nastolatka, i to bardzo wczesna nastolatka.

Patrzę w lustro i krzywię się. Do diaska z tymi włosami, zupełnie się nie chcą układać. I do diaska z Katherine Kavanagh, która się rozchorowała i każe mi teraz przez to przechodzić. „Nie mogę się kłaść z mokrymi włosami. Nie mogę się kłaść z mokrymi włosami”. Recytując to niczym mantrę, jeszcze raz próbuję
podporządkować je szczotce.

No cóż, zazwyczaj powieści napisane takowym stylem rzucałam po góra 100 stronach. Tym razem brnę dalej, kuszona kontrowersyjnością i seksem, który podobno wylewa się z kart „dzieła” pani James. Próbuję wyobrazić sobie samą autorkę – ledwie po dwudziestce, może dziewica, a może niespełniona w łóżku, zahukana dziewczyna. Z ciekawości wpisałam nazwisko do wyszukiwarki i tu szok – 1963 rok urodzenia. Jej nastoletni synowie kulą się pewnie ze wstydu, gdy idą szkolnymi korytarzami.

Wracając do powieści – wszystko zaczyna się jak tani romans. Nieskalana dziewica, wstydliwa, nieporadna, poznaje milionera. Jest nim zafascynowana i trudno jej się dziwić – Christian Grey jest bardzo przystojny, elegancki i nieprzyzwoicie bogaty. Pewnie niewiele z nas mogłoby się oprzeć tej mieszance. Anastacii też się to nie udaje. Niedługo okazuje się, że… sama też stała się przedmiotem zainteresowania Grey’a. Jej „wewnętrzna bogini” triumfuje. Czy są jednak powody do zadowolenia? Christian Grey nie jest idealnym kandydatem na partnera. Nie pociąga go bliskość, wspólne wypady na miasto, spontaniczne pocałunki w McDonald’sie i wieczorki przed telewizorem. Pragnie uległości, bezwzględnego posłuszeństwa, zwłaszcza w łóżku. Proponuje Anie pewną umowę…

Nie będę się rozpisywać na temat samej powieści, bo musiałabym napisać recenzję zbioru opowiadań erotycznych. Dałam radę przeczytać aż połowę tej powieści, co uważam za niebywałe osiągnięcie. Po pewnym czasie erotyczne przygody Christiana i Any, zamiast fascynować, po prostu stają się nudne. O ile na początku próbowałam zrozumieć Anę, zaczęła mnie irytować jej głupota i naiwność. Do tego stopnia, że tylko zerknęłam na końcowe strony, aby przekonać się, czy w końcu się opamięta…

Po lekturze tej jakże zajmującej powieści zrobiło mi się po prostu smutno. Byłam przygnębiona poziomem współczesnej literatury „masowej”. O ile fenomen „Zmierzchu” byłam w stanie zrozumieć (może dlatego, że nie czytałam ;)), to sukcesu tej powieści zdecydowanie nie pojmuję. Moje rozmyślania sprowadzają się do smutnego wniosku: można napisać byle co, okrasić to ostrym seksem i stać się największym pisarzem współczesnych czasów. Ot, co.