Mam rodzeństwo. 15-letnią
siostrę, którą kocham bezgranicznie. Kłócimy się niemal codziennie, wściekam
się na to, że podbiera mi kosmetyki, bierze ubrania z szafy bez pytania i
ogląda durne programy w telewizji zamiast czytać książki (choć tu ostatnio coś się
ruszyło). Mimo to nie wyobrażam sobie bez niej życia. Jestem pewna, że bez
wahania oddałabym jej wszystko, gdyby była taka potrzeba. Gdy piszę te słowa i
wyobrażam sobie podobną sytuację, co w powieści „Bez mojej zgody” Jodi Picoult,
mam łzy w oczach.
Anna (a właściwie Andromeda)
Fitzgerald też się nie waha. Problemy pojawiają się tylko wtedy, gdy ma 5 lat i
zwyczajnie nie chce być nakłuwana igłami. Gdy jednak mama mówi, że robi to
wszystko dla dobra siostry, Anna zgadza się na zabiegi. Czy jednak na pewno?
Gdy śledzimy tę historię z perspektywy Anny i Briana, jej ojca, zaczynamy
zdawać sobie sprawę, że to obie siostry Fitzgerald są chore. Nie tylko Kate
leży w szpitalu, nie tylko ona cierpi. Matka dziewczynek, zdesperowana kobieta,
która chce chronić Kate za wszelką cenę, nie zauważa tego, że jednocześnie robi
krzywdę drugiej córce. Oraz synowi, Jessemu, o którym najwyraźniej już
zapomniała.
Nie da się czytać powieści Jodi
Picoult bez opowiedzenia się po którejś ze stron. Mój wybór niemal natychmiast pada
na Annę i Briana, który rozumie decyzję swojej młodszej córki. Anna nie chce
już być krojona, chce żyć normalnie, grać w hokeja, jeździć na obozy i być w
przyszłości matką. A przynajmniej taka jest jej wersja, gdy składa w sądzie
wniosek o częściowe ograniczenie praw rodzicielskich oraz usamowolnienie w
kwestii decydowania o swoim ciele. Gdy wylicza wszystkie zabiegi, jakim została
poddana jako ZDROWE dziecko, a które przecież choćby w ułamku procenta
zagrażają zdrowiu i życiu, zaczynamy jej współczuć. I jednocześnie czuć wrogość
do matki, która nie bierze pod uwagę tego, co czuje Anna. A ze zdaniem Jessa,
który przez zaniedbanie wchodzi na złą drogę, nie liczy się w ogóle.
Zbuntowany, ale w głębi serca dobry chłopak, domaga się uwagi w bardzo osobliwy
sposób. Przysparza tym samym rodzinie dodatkowego problemu…
Po przeczytaniu powieści, która
była jedną z „najcięższych” w moim życiu, długo rozmyślałam z zamkniętą książką
w dłoniach. Prawdziwe pobudki, jakie kierowały Anną, kiedy prosiła o pomoc
adwokata, poruszyły mnie do głębi. Zakończenie nie przynosi ulgi, nie uspokaja.
Ktoś mógłby powiedzieć, że jest zbyt nieprawdopodobne, naiwne, dramatyczne na
siłę. Cóż, może i tak. Jedno jest pewne: pokazuje nam, że na świecie więcej
jest niesprawiedliwości i cierpienia. Oby każdy z nas jak najdłużej tego nie
doświadczał...
Lubie książki Jodi Picoult, pisane przez nią historie skłaniają do analizy wielu zagadnień, poza tym dostarczają wielu emocji. "Bez mojej zgody" jeszcze nie czytałam, ale nadrobię to :)
OdpowiedzUsuńCzytałam i jak najbardziej polecam. Dobra książka, skłaniająca do refleksji.
OdpowiedzUsuń