Był sobie
pewien człowiek. Od początku jego życia miał pod górkę. Zmuszony do tułaczki po
licznych rodzinach zastępczych, od 16. roku życia miał konflikty z prawem.
Podpalił dom swoich rodziców zastępczych. Z nudów, z gniewu? A może kierowało
nim zupełnie inne pragnienie?
Tego wszystkiego dowiemy się
dopiero na końcu powieści, gdy spotkamy bohaterkę bliską sercu Shay’a. Owy Shay
Bourne to okrutny pedofil i morderca. Zabił małą dziewczynkę i jej ojczyma.
Popełnił morderstwo w domu ludzi, którzy dali mu pracę i traktowali niemal jak
członka rodziny. Czy ktoś po usłyszeniu aktu oskarżenia, po obejrzeniu dowodów
i wysłuchaniu pogrążonej w rozpaczy June Nealon, która straciła w wypadku
swojego pierwszego męża, a teraz najukochańszą córeczkę i drugiego partnera, ma
jakiekolwiek wątpliwości, że Shay nie zasługuje na nic więcej niż kara śmierci?
Z początku wątpliwości miał
Michael, młody student matematyki, który był przysięgłym na jego procesie. Po
długiej debacie i wahaniach w końcu zapisał swoje nazwisko na tablicy po
stronie tych, którzy opowiadają się za straceniem Shay’a. Wyrok został wydany,
od ponad połowy wieku była to pierwsza kara śmierci w New Hampshire. Stan nie
był na to przygotowany. Trzeba było dobudować salę straceń, zakupić odpowiedni
środek chemiczny do zastrzyku oraz łoże, na którym Shay straci życie. Tymczasem
my, dzięki narracji wieloosobowej, poznajemy Shay’a bliżej, z perspektywy
współwięźnia Luciusa oraz ojca Michaela. Tego Michaela, którego wyrzuty
sumienia zaprowadziły do seminarium duchownego. Michal jest przewodnikiem
duchowym Shay’a. Pytanie tylko, kto takiego przewodnika potrzebuje…
Okazuje się, że Shay ma niezwykłą
moc, która potrafi zdziałać prawdziwe cuda. Na tyle efektowne, że pod
więzieniem zbiera się grupka ludzi, którzy wierzą w to, że Shay jest Mesjaszem.
Zaczyna w to wierzyć nawet ojciec Michael, który na własne oczy widzi
możliwości skazańca. Kolejną bliską mu osobą jest Maggie – zakompleksiona
kobieta, która walczy o równość wszystkich ludzi. Walczy także przeciwko karze
śmierci, którą uważa za czyste barbarzyństwo. Jak powiedziała Maggie, Stany
Zjednoczone są ostatnim wysoko rozwiniętym państwem, w którym jest ona jeszcze
możliwa. Wreszcie, bezsilna, toczy batalię o sposób śmierci Shay’a. O sposób,
który po jego straceniu może przynieść jeszcze wiele dobrego, a przede
wszystkim uratować życie drugiej córce June Nealon.
No cóź, za niektóre czyny mamy
kogoś ochotę zabić. Są czyny, za których popełnienie człowiek nie zasługuje
nawet na trzy posiłki w ciemnej sali. Do takich zbrodni z pewnością można
zaliczyć gwałt i zastrzelenie małej dziewczynki. Większość ludzi w ciemno
opowiedziałaby się za wyrokiem śmierci dla zwyrodnialca. Ta powieść Jodi
Picoult pokazuje nam jednak, że nie zawsze białe jest białe, a czarne jest
czarne.
Skazany na śmierć, który ma
nadprzyrodzone moce i nie potrafi sformułować myśli. Jest analfabetą i coś w
jego zachowaniu jest nie tak. Skądś to znamy, prawda? Szczerze mówiąc obawiałam
się tej powieści, a po 120 stronach miałam zamiar porzucić. Wydawała się
niesamowicie podobna do „Zielonej Mili” Stephena Kinga. Czyżby Picoult chciała
skopiować mistrza? Cóż, po przeczytaniu całej lektury dochodzę do wniosku, że
jest niemal identyczna. Nie potrafię być jednak wściekła za Picoult, ponieważ
po raz kolejny mnie oczarowała. Zgrabnie dobrane zdania, emocje i przyspieszone
bicie serca, niepokój przy odwracaniu każdej strony, napięcie w oczekiwaniu na
rezultat procesu… I wreszcie podstawowe pytanie: Co tak naprawdę stało się w
domu June Nealon? Pytanie, na które odpowiedzieć każdy musi sam.
Polecam tę powieść wszystkim
miłośnikom dramatów. Znajdziecie tu wszystko, czego potrzeba w jesienne
popołudnie, aby zatopić się w lekturze i ciągle przeżywać rozterki bohaterów,
kwestionować ich wybory i próbować poznać prawdę…
Wiem, że nie życie nie jest czarno-białe, ale zabójstwa nic nie tłumaczy i nie ma dla niego usprawiedliwienia. Ze względu na swój punkt widzenia pewnych kwestii, jestem bardzo ciekawa "Przemiany", tym bardziej, że lubię styl autorki i ufam jej bezgranicznie.
OdpowiedzUsuńPolecam serdecznie i jestem ciekawa twojego punktu widzenia po przeczytaniu :)
Usuńmam za sobą jedną książkę tej autorki i bardzo mi się podobała, na pewno skuszę się na kolejne :)
OdpowiedzUsuńBardzo cenię sobie tę pisarkę, więc na pewno przeczytam.
OdpowiedzUsuńBardzo sobie cenię twórczość Picoult, porusza trudne i kontrowersyjne tematy. "Przemianę" na pewno warto przeczytać.
OdpowiedzUsuńCzytałam, i stwierdzam, że jest to najgorsza powieść Picoult w całym jej dorobku. Ale i tak wielbię twórczość tej pisarki pod niebiosa :).
OdpowiedzUsuńA widzisz, to zupełnie inna opinia od mojej :) Dla mnie jak na razie najgorsza była "Linia życia".
UsuńUwielbiam książki Picoult i zawsze chętnie po nie sięgam:)
OdpowiedzUsuń